PokredzieBannerDlugi

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Zawodnicy od lat jeżdżą z niedoleczonymi urazami. Specyfika naszego sportu jest taka, że w wielu przypadkach można to zrobić bez powodowania zagrożenia. Sam to robiłem jako zawodnik i te mecze wychodziły mi różnie. Kiedy było źle, to też dochodziłem do wniosku, że nigdy więcej, ale i tak startowałem. Naprawdę nie widzę tu idealnego rozwiązania.

Mariusz Staszewski

jamrogRzadko się zdarza, żeby bohaterem ligowego weekendu został pierwszoligowiec. W dodatku po meczu z drużyną, którą zlali już wszyscy, z własnymi kibicami włącznie. Ba, nie odnosząc w nim indywidualnego zwycięstwa, a drużynowo z trzech wyścigów przegrywając dwa. Osobliwość istna. Cud. Kiedy 80 kilogramów żelastwa rozpędzonego do niemal 100 km/h mija o centymetry leżącego człowieka, jego głowę i kręgosłup, trzeba cudu. Kto miałby pretensje, gdyby nie minęło? Pytanie retoryczne. Nikt. Absolutnie nikt. Chciałbym wierzyć, że tak samo jak tarnowska jaskółka w orlich piórach zachowałby się każdy. Chciałbym, ale nie wiem. Dopóki los nie postawi nas w takiej sytuacji, wiedzieć nie będziemy. Wiem natomiast z całą pewnością,że Jakub Jamróg swój test na człowieczeństwo, być może test życia, zdał w sposób wzniosły. I gdyby nawet okazało się, że jako żużlowiec wielkiej kariery nie zrobi, dla mnie zawsze będzie "kimś". Jakub Jamróg - prawdziwy rycerz speedwaya.

Czegoś jeszcze bym chciał - żeby teraz, kiedy już opadł kurz i kiedy wiadomo, jakie straty w ludziach i sprzęcie, znalazł się ktoś majętny, kto wsparłby Jamroga w leczeniu i odbudowie ligowego arsenału. Imponderabilia ceny nie mają - prawda - ale wszystko inne - już tak. Kiedy ten tekst i jemu podobne sczezną już w odmętach sieci, a wszystkie przecież są jak żywot jętki jednodniówki, pozostanie chłodna rzeczywistość. Buchalteryjna szarówka. A ja chciałbym tego Orła oglądać jeszcze w Ekstralidze. Niech lata. Sky is the limit!

"Skądżeś tego Pieszczka wyniuchał, że akurat w Toruniu odpali?" - zapytał mnie literacką sms-czyzną jeden znajomy w trakcie meczu kolejki. - To nie ja, to wasz SzSz, szarlatan szlaki, Frątczak - szybko odpisałem, pomny jak niemal miesiąc wcześniej, tuż po mysiej klęsce w Grudziądzu, obejrzałem - i to z niekłamanym zainteresowaniem - pełnometrażowy film, w którym narrator przybliżał meandry pieszczkowej psychiki, do której - jak twierdził - znalazł już kluczyki. "Jacek Falubaz" na swój nietuzinkowy przydomek zasłużył sobie u mnie, kiedym podczas jednego z meczów, zamiast na żużlowców i rozegranie pierwszego łuku, spoglądał na niego. Jak biegał, stroił miny, skakał, kucał, chodził jak lew w klatce... I tak co wyścig. - Ten facet jest naprawdę postrzelony - przemknęło mi przez myśl. To duży komplement. Gdybym był prezesem Falubazu, budowanie klubu zaczynałbym od niego.

Mecz K.S. Toruń z Falubazem bez dwóch zdań zasługuje na osobny artykuł, wnikliwszą analizę, kilka pytań bez odpowiedzi. Jak to się dzieje, że kolejny raz wynik sportowy osiąga drużyna tak osłabiona, chociaż chwilę wcześniej u rywala dużo słabszego był pat i zgrzytanie zębami? To jedno z nich, więcej już niebawem, kompetentniejszym piórem. Na razie, kiedy emocje wciąż żywe, zamiast zapisywać szpalty, warto ten mecz jeszcze raz obejrzeć i przeżyć, każdy po swojemu. Atakować razem z Protasiewiczem i bronić się razem z Miedzińskim. Upadać przez Pieszczka, albo przez własne gapiostwo. Feria prawdziwych emocji. Prawdziwy ligowy klasyk.

Co by było, gdyby TAKI mecz zaserwować wiosną warszawskiej grupie trzymającej władzę? Tym wszystkim politykom, celebrytom, prezesom spółek, krezusom finansjery, dziennikarzom i propagandystom, dzieciom ważnych rodziców, znanym z bycia znanymi...? Pewnie na kolejnym żużlu byłby nadkomplet. A kiedy siedzących miejsc już by zabrakło, na barierce - spóźniona - wylądowałaby jeszcze sowa. I zapytała, czy może pójść po przyjaciół.

Taki to już durny sport ten nasz żużel, że nawet kiedy na moment zrobi się światowo i dumnie, to i tak na koniec przyjdzie gospodarz remizy i z Kasprzaka (ale nie żużlowca) odpali trzeszczącą nutę - tę samą przy której do ringu wychodził "Góral".

A'propos Kasprzaka - obraził się. Tym razem już naprawdę. Wziął się i się był obrócił na pięcie. To napięcie musi tam być naprawdę duże. Stara się Kris, walczy, szuka, pośmiewisko z siebie w Szwecji robi - wszystko, żeby stalowa moc wróciła. A kiedy jest już niemal jak dawniej, jeden słabszy wyścig - i zamiast kompletu, prysznic. To nie jest fair...

To nie jest łatwe, tak myślę. Kim są dla Kasprzaka Sundstroem i Cyfer? "Sympatycznymi kolegami z drużyny, bardzo zdolnymi młodymi żużlowcami" - pewnie tyle usłyszelibyśmy od samego bohtera. Tylko z tyłu głowy musi tkwić myśl, że kiedy ci dwaj świętowali każdy ligowy punkcik, on świętował u boku Woffindena, Hancocka, Hampela. A właściwie to oni świętowali u boku Kasprzaka. Od lipca, w 6 kolejnych rundach (sic!), jeżdżącego w finałach. Gdyby Jankesowi w Toruniu powinęła się noga... Nie skończę. Ale to jest ten pułap wyjścia. Kto z tego poziomu beznamiętnie potrafiłby wejść na level "jest dobrze, jest 1,2',2,1"? To źle, że Krzysztof Kasprzak nie jest przykładnym kapitanem drużyny, ale to dobrze, że wciąż jest w nim ta sportowa złość, nieustępliwość, chorobliwa - niektórzy powiedzą - ambicja. To przecież za te cechy tak podziwialiśmy go rok temu, to one - obok świetnego sprzętu - wyniosły go na piedestał. Bo przecież nie powalająca wirtuozeria i niedościgła maestria techniki. Dopóki ta iskra nie zgaśnie, dopóty jest szansa na come back.

We Wrocławiu spadł deszcz i iskier było aż nadto. Tak jest, gdy metal trze o metal. Szkoda mi Kenniego Larsena, bo walczył nad wyraz ambitnie. Kibice po raz pierwszy w tym roku opuszczali "Olimpijski" zakosztowawszy obu składowych żużlowego sukcesu: wygranej swoich pupili (i to ciężkiej) oraz przeżycia kilku wyścigów (nie tylko z nazwy). Zwycięstwo planowe, więc osią rozmów i tak był tor. A tu poglądy i postawy w ostatnim czasie bardzo się spolaryzowały. Są dwie grupy. Obie terrorystyczne. Okopane jak Francuzi pod Verdun. AB - czyli Apologeci Barona, dla których każda krytyczna uwaga na temat przygotowania toru finalnie staje się atakiem na ich klub, ich dumę, ich świętość, a retoryka "widać, że Sparta w czołówce kłuje" jak iperyt przełamuje każdy opór; i są też Łowcy B. - dla których nawet urwany łańcuch czy "kapeć" będą winą Barona. Obydwie grupy mają własne sztaby prasowe. Jedni zaczynają pytania od "padają absurdalne oskarżenia, że ten tor jest niebezpieczny", inni - nawet w telewizyjnym prime time molestują każdą napotkaną duszę tak długo, aż nie usłyszą, że pożoga, śmierć i zniszczenie w tym Wrocławiu.

Sam chciałbym się dowiedzieć, jak to jest z tym torem. Tak na spokojnie i bez złych emocji, więc pewnie już po sezonie. To oczywiście "każdy wie przecież". Tak naprawdę, myślę, że wie naście osób. Jest kilka pytań, które fajnie byłoby Piotrowi Baronowi zadać. Na przykład jak to jest z tym, że to nie on robi tę wąziutką ścieżkę, a jazdę po niej wymusza zła geometria toru, jak mówi sam szkoleniowiec. Potem nocą spada deszcz i Woffinden jak scyzoryk łamie się, z dużej do małej, i na odwrót. Deszcz zmienił geometrię? I dlaczego nie da się tego deszczu zastąpić odpowiednim polewaniem i agropracami przed meczem? Rozumiałbym, że się nie chce, bo taki tor ma być (pasować gospodarzom), ale to nie to samo, co "nie da się inaczej".

Pana Piotra uważam za jednego z najlepszych menadżerów w lidze, człowieka - orkiestrę potrafiącego ulepić drużynę i z I-ligowych chałturników, i z tuzów Grand Prix. Nie ma takich wielu. Myślę, że jego też ten "owalny tor" i cała niezdrowa atmosfera gdzieś w głębi duszy bolą. Może więc telewizyjni dziennikarze zaproszą go niebawem do studia. Tylko kto zapyta? Szkoda, że nie pracuje przy Ekstralidze red. Filip Czyszanowski, bo jego pytania rzucane na zapleczu elity przyjemnie odbiegają od schematu "ja jestem fajny, wy też jesteście fajni - pomówmy może o czymś fajnym".

Osobiście cieszę się, że Spartę czeka teraz festiwal meczów wyjazdowych, choć pewnie powinno być na odwrót. Niecierpliwie czekam, by zobaczyć Janowskiego, Taia, Jensena, Jędrzejaka i Drabika na torach, które nie będą ich ograniczać. Jeśli są tak silni - świetnie. Częstochowa to przyjazne miasto. Jeśli inni okażą się lepsi - niech o medale jadą inni. Wrocławski tor i jego tegoroczne tajemnice to temat na odrębny artykuł, tylko - tak sobie myślę - czy warto? Dziś, kiedy baronowa ścieżka została już rozjechana przez ciężarówki? Obie grupy nie popuszczą, a historia uczy, że w wojnie pozycyjnej można tylko przegrać. Było, minęło, zapisało się w annałach. Dla jednych złotymi zgłoskami (był taki sezon, panie dziejku, kiedy laliśmy wszystkich...), dla innych czarnym i stęchłym atramentem. Czy się jeszcze powtórzy? Na 99 procent już nie w tym roku. Ten 1 procent niepewności warto zostawić jako rezerwę toru. Kiedy w grę wchodzą decyzje o politycznym umocowaniu, nadmierna ufność w to, co spisane i poleganie tylko na racjonalnych przesłankach mogą wieść na manowce. Jak w tym dowcipie, jeszcze kilka lat temu cieszącym uszy w jednej ze stolic:

- Władymirze Władymirowiczu, są już oficjalne wyniki wyborów. Mam dla was dwie wiadomości, dobrą i złą. Którą życzycie sobie wysłuchać jako pierwszą? - pyta gospodarza Kremla szef państwowej komisji wyborczej.
- Najpierw ta zła.
- Niestety, wasz rywal dostał 63 procent głosów.
- Jak to?! Niemożliwe! A ta dobra?
- Gratuluję. Wygraliście wybory.

 

Jakub Horbaczewski

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Zawodnicy od lat jeżdżą z niedoleczonymi urazami. Specyfika naszego sportu jest taka, że w wielu przypadkach można to zrobić bez powodowania zagrożenia. Sam to robiłem jako zawodnik i te mecze wychodziły mi różnie. Kiedy było źle, to też dochodziłem do wniosku, że nigdy więcej, ale i tak startowałem. Naprawdę nie widzę tu idealnego rozwiązania.

Mariusz Staszewski

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2025 - zmierz się z najlepszymi!

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2025
1. Orlen Oil Motor Lublin  11 24 +184
2. Betard Sparta Wrocław  11 20 +103
3. PRES Grupa Deweloperska
 10 17 +54
4. Stelmet Falubaz  11 15 -38
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  11  9 -10
6. Krono-Plast Włókniarz  10  7 -21
7. Stal Gorzów  11  5 -117
8. Innpro ROW Rybnik
 11  4 -155
 Metalkas 2. Ekstraliga 2025
1. Abramczyk Polonia
 11  22 +142
2. FOGO Unia Leszno  10  21 +162
3. Cellfast Wilki Krosno  11  16 +49
4. Texom Stal Rzeszów  11  15 -11
5. Hunters PSŻ
  9   8 -52
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 10   5 -99
7. Autona Unia Tarnów  10   5 -91
8. Moonfin Malesa Ostrów  10   3 -100
Krajowa Liga Żużlowa 2025
1. Ultrapur Start Gniezno
 8  16 +93
2. Wybrzeże Gdańsk
 8
 16 +86
3. Pronergy Polonia Piła  9
 14 +58
4. Optibet Lokomotiv  9
 12 +1
5. Trans MF Landshut Devils  9  8 -34
6. Speedway Kraków  10  4 -160
7. OK Kolejarz Opole  9 2 -144

Klasyfikacja SGP 2025 (po 7/10 rund)

1.   Bartosz Zmarzlik
131
2.   Brady Kurtz
122
3.   Fredrik Lindgren
99
4.   Daniel Bewley 97
5.   Jack Holder 86
6. Łotwa duża  Andrzej Lebiediew 59
7.   Max Fricke
59
8.   Robert Lambert 57
9.   Dominik Kubera 51
10. Czechy duzaFlaga  Jan Kvěch 49
11. Mikkel Michelsen 48
12. Anders Thomsen
45
13. Jason Doyle
39
14. Martin Vaculík 39
15. flaga niemiec Kai Huckenbeck 32
16. Leon Madsen 16

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43